Udany rok z niepewnym finałem
W branży spotkań dominował stały wzrost popytu. Rosnące ceny były także wskaźnikiem dobrej kondycji sektora. Branża trzymała pion mimo niepewnej sytuacji ekonomicznej.
Rob Davidson w EIBTM 2011 Industry Trends and Market Share Report podzielił rok 2011 na dwie wyraźne części. Jak zauważył, pierwsze sześć miesięcy to okres optymizmu i szczerej wiary, że najgorsze już minęło. Ten optymizm znalazł swoje odbicie we wzroście popytu na usługi z branży spotkań i w liczbie zorganizowanych eventów. Z kolei w drugiej połowie roku wraz z destabilizacją sytuacji ekonomicznej, szczególnie w rozwiniętych gospodarkach jak Stany Zjednoczone i Europa Zachodnia, w sektorze MICE pojawiły się obawy dotyczące przyszłości.
Jednak według raportu cały rok można zaliczyć do udanych. W branży dominował stały wzrost popytu. Rosnące ceny były także wskaźnikiem dobrej kondycji sektora. Branża trzymała pion mimo niepewnej sytuacji ekonomicznej. To skutek poprzedniej fali recesji, która uderzyła w 2008 roku. Najsłabsi gracze, zdaniem Davidsona, wypadli wtedy z gry, a pozostali nauczyli się funkcjonować w trudnych warunkach. Obecnie mimo pojawiających się obaw, dominuje raczej rozsądny optymizm.
Korporacje stawiały na produktywność
Minione dwanaście miesięcy do dla spotkań korporacyjnych okres powrotu do zdrowia i powolnego wzrostu.
Szczególny entuzjazm panował w krajach grupy BRIC (Brazylii, Rosji, Indiach i Chinach). Raport podaje nawet, że w ogólnym rachunku liczba rezerwacji dorównała szczytowi z 2008 roku, ale liczba uczestników wyjazdów była niższa. Nie ma to jednak związku z obecną sytuacją na rynku. Jest to piętno, jakie odcisnęła na korporacjach poprzednia recesja. Struktura tych przedsiębiorstw jest obecnie inna. Co więcej, kładziony jest także dużo większy nacisk na produktywność i wydajność, a to skutkuje skróceniem wyjazdów. Średnia długość kongresu to w tym roku dwa, a nie jak wcześniej trzy dni. Coraz częściej też organizowane były spotkania jednodniowe. Wspomniany nacisk na produktywność miał też wpływ na rodzaj spotkań i wyjazdów. Ponad jedna trzecia firm zwiększyła wydatki na wyjazdy z nowymi lub potencjalnymi klientami.
Miały one bezpośredni wpływ na obroty firmy i dlatego cieszyły się największym zainteresowaniem. O wiele mniej chętnie korporacje wydawały pieniądze na konferencje branżowe czy spotkania pracowników.
O ile same budżety na wszystkie organizowane przez firmy spotkania wzrosły, o tyle budżet przeznaczany na jedno spotkanie nie zmienił się w tym roku. Korporacje chętniej decydowały się na organizację spotkań, ale pieniądze wydawały w rozsądny sposób, zmuszając do większego wysiłku meeting plannerów, którzy musieli dostarczać tę samą jakość za mniejsze pieniądze.
Zmiany odnotowano też w kwestii wyboru destynacji. Organizatorzy spotkań często decydowali się na drugo lub nawet trzeciorzędne lokalizacje. W kwestii destynacji swoją politykę coraz częściej zmieniały zachodnie korporacje. Dużo więcej spotkań organizowano w krajach rozwijających się, jak Chiny czy Indie, chcąc zadbać na miejscu o swoje interesy.
Sektor stowarzyszeń miał na branżę spotkań zauważalnie rosnący wpływ. Tylko od kwietnia do listopada 2011 roku Union of International Associations wprowadziła do swojej bazy danych pięćset nowych organizacji, z czego conajmniej dwieście z nich ma regularnie organizować konferencje. Co ważne, połowa stowarzyszeń planuje zwiększyć liczbę uczestników organizowanych spotkań. Te dane wskazują na świetną kondycję stowarzyszeń i podkreślają ich wagę w sektorze MICE.
„Nie” dla ekstrawagancji w incentive travel
Lepiej miał się także sektor incentive travel. Jest to informacja o tyle ważna, że właśnie ta gałąź branży spotkań najdotkliwiej odczuła kryzys poprzednich lat. Według Davidsona minione dwanaście miesięcy to okres ponownego zainteresowania wyjazdami motywacyjnymi, czas stabilizacji i wzmocnienia odporności tej działki MICE. Czynniki marketingowe, jak prognoza finansowa, czy reakcje konkurencji, miały w 2011 roku dużo mniejszy wpływ na liczbę i jakość organizowanych wyjazdów. Ich wpływbył nawet niższy niż w okresie przed recesją, a to oznacza, że sektor incentive travel dojrzał i wzmocnił się pod wpływem kryzysu.
Warto tu odnotować, że wrażliwość na ekstrawagancję nadal pozostała tak wysoka jak w najtrudniejszym okresie.
Aż 64 proc. respondentów twierdziło, że czynnik ten ma duży wpływ na decyzje dotyczące programu wyjazdu. Za tem podobnie jak rok temu, firmy bardzo ostrożnie wydawały pieniądze. Chętniej decydowano się na organizację imprez motywacyjnych, ale destynacje, hotele i program miały odpowiadać potrzebom, a nie imponować. W kwestii wyboru lokalizacji niewiele się zmieniło. Nadal wybierano nieodległe miejsca. 25 proc. organizatorów zadeklarowała przeniesienie swoich wydarzeń zza granicy do kraju, a zaledwie jedna dziesiąta planowała powrót do zagranicznych wyjazdów. Organizatorzy incentive travel byli w tym roku bardziej pewni siebie i swoich interesów. Ci, którym udało się przetrwać ostatnie lata, wiedzą, jak radzić sobie z kryzysem i trudnymi sytuacjami. Aż dwie trzecie z nich stwierdziło, że sytuacja ekonomiczna nie ma wpływu na ich firmę, a nawet jeśli ma, to pozytywny. Natomiast negatywnego wpływu kryzysu ekonomicznego obawiało się 25 proc. organizatorów.
Widać zatem, że sytuacja branży incentive jest dużo lepsza, jednak mimo wszystko wyjazdy planowane są z większą rozwagą i ostrożnością niż w 2008 roku i wcześniej.
Europa pod znakiem zapytania
Interesująca nas najbardziej przyszłość europejskiej gospodarki to obecnie wielka niewiadoma. Mimo wszystko jednak zamówienia w branży spotkań są nadal o 8 proc. wyższe niż w 2010 roku i o wiele wyższe niż w 2009 roku. Wzrosła liczba rezerwacji w hotelach. Sukces odnotowały także europejskie linie lotnicze. Liczba przyjazdów do Europy w różnych celach wzrosła ogólnie o 6 proc., a z końcem roku można się spodziewać, że zostanie pobity rekord z 2008 roku.
Co więcej, międzynarodowe stowarzyszenia na swoje spotkania nadal najchętniej wybierają Europę. Sześć z dziesięciu najchętniej wybieranych przez nie krajów znajduje się na Starym Kontynencie. Szczególnie wysoko w tym roku uplasowała się Hiszpania, która w rankingu z dziesiątego trafiła na szóstemiejsce. Mniejszym zainteresowaniem cieszyły się natomiast Niemcy. Wśród dziesięciu miast, w których najczęściej organizowane są kongresy międzynarodowych stowarzyszeń, aż siedem znajduje się w Europie.
Jak jednak twierdzą ekonomiści, nierozsądnie byłoby wierzyć, że obecne problemy ekonomiczne i idące za nimi niepokoje społeczne nie będą miały żadnego wpływu na sytuację MICE w Europie. Ta zależność zaczęła się uwidaczniać już w połowie roku, gdy wzrost popytu w branży zaczął zwalniać. Ostatecznie o tym, czy popyt utrzyma się na wysokim poziomie, czy osłabnie zadecydują kolejne miesiące – decyzje polityczne i sytuacja gospodarcza. Podobnie jest za oceanem. Pomimo że gospodarka Stanów Zjednoczonych ostatnimi czasy nie co szwankuje, rok 2011 rozpoczął się tam optymistycznie. Aż jedna czwarta organizatorów spotkań w USA spodziewała się zwiększenia budżetów, a jedynie 10 proc. obawiało się ich zmniejszenia.
Dla porównania przypomnijmy, że rok wcześniej, aż 21 proc. organizatorów pesymistycznie widziało budżety na najbliższy rok pracy. Pozytywnym znakiem dla amerykańskiej branży MICE była rosnąca chęć organizacji spotkań zagranicą. Prawie połowa organizatorów planowała spotkania po za USA. Do najpopularniejszych kierunków należały: Kanada, Zachodnia Europa, Wielka Brytania, Azja i Meksyk.
Świadomość wpływu ogólnej gospodarki na sektor MICE pozostaje duża. Prawie 70 proc. meeting plannerów w Stanach Zjednoczonych uważa, że decyzje Kongresu, gospodarka USA i gospodarka światowa to trzy czynniki, które decydują o kondycji branży.
Tłuste lata dla Chin
Branży spotkań w Azji nie można opisać w kategoriach powolnego wzrostu. Był to raczej gwałtowny rozwój. Dobra koniunktura całej gospodarki w tym regionie odbiła się w oczywisty sposób również na sektorze MICE. Szczególnie szybko rozwijały się Chiny, a zaraz za nimi Indie. Kraj Środka był coraz częściej wybieraną destynacją na międzynarodowe spotkania. Chiny stały się też pożądanym klientem branży, który coraz częściej organizował wyjazdy integracyjne i inne spotkania za granicą.
Dowodem na dobrą koniunkturę są optymistyczne prognozy. Ponad połowa chińskich firm z branży spodziewa się zwiększenia liczby spotkań i aż trzy czwarte klientów sektora MICE z Chin przewiduje, że spotkań będzie więcej.
Innym, bardziej namacalnym dowodem na zuchwały rozwój branży w Chinach jest liczba otwieranych hoteli. Grupa Hyatt Hotels zapowiedziała otwarcie jedenastu nowych obiektów w Chinach do końca 2012 roku. Jeszcze intensywniej w Kraju Środka inwestuje Starwood Hotels & Resorts. Obecnie istnieją tam 62 hotele tej marki, a w najbliższych latach powstanie 86 nowych. Podobnie Mariott i InterContinental chcą podwoić liczbę swoich obiektów w Chinach. Powstają też nowe centra kongresowe, jak chociażby liczące 120 tys. m kw. Fuzhou Strait International Conference & Exhibition Centre na chińskim wschodnim wybrzeżu.
Zdaje się, że chwilowo nic nie jest w stanie powstrzymać rozwoju chińskiej branży spotkań. Jednak według Davidsona to ożywienie byłoby jeszcze mocniejsze, gdyby nie trudna sytuacja ekonomiczna na zachodzie. Chińscy inwestorzy i klienci branży biorąc pod uwagę sytuację w USA i Europie, ulegają presji cięcia kosztów i ostrożnego planowania budżetów na spotkania.
Intensywna ekspansja Azji w sektorze spotkań przyćmiewa nieraz sukcesy innych regionów. Tymczasem, doskonale w ciągu ostatniego roku radził sobie także Bliski Wschód. Liczba spotkań biznesowych odbywających się w tym regionie była w tym roku wyższa niż kiedykolwiek. Ponad 6 proc. wszystkich spotkań międzynarodowych odbywało się w 2011 roku właśnie na Bliskim Wschodzie. W zeszłym roku było ich o jedną trzecią mniej. Co więcej, prawie 90 proc. badanych deklarowało, że chce organizo waćwięcej spotkań w tym regionie. Rosnąca w tej części świata infrastruktura stanowi także pozytywną prognozę na kolejne lata.
Prognozy dobre, ale niepewne
Wszystkie sektory branży szybciej lub wolniej wracają do stanu sprzed kryzysu. Proces ten będzie trwał i przewiduje się, że większość działek branży MICE powinna wrócić do pełnej kondycji w 2013 lub 2014 roku. Jednak, jak zaznacza Davidson, wszystko zależy od tego, czy pojawiające się obecnie zagrożenia, jak narastająca druga fala kryzysu w Europie i USA, nie zaczną w realny sposób dotykać branży spotkań.
Biorąc pod uwagę fakt, że branża dojrzała, a pozostali w niej gracze wiedzą jak radzić sobie w kryzysie, widoki na przyszłość są nienajgorsze. Prawie połowa korporacyjnych klientów przewiduje, że budżet na spotkania w 2012 roku się nie zmieni. Jednatrzecia optymistycznie wierzy, że budżety będą wyższe, ale grupa pesymistów jest niewiele mniejsza, bo reprezentuje ją
20 proc. ogółu. Jednak badania przedstawione w raporcie pokazują, że popyt na spotkania korporacyjne i eventy stowarzyszeń mimo wszystko będzie rósł. Wpłynie on też na podwyżkę cen hoteli i lokalizacji eventowych. Pozytywne są także przewidywania dla gałęzi incentive travel. (abr)
www.eibtm.com
Źródło : MICE Poland
|